Home > Uncategorized > Librotraficantes

Librotraficantes

Jak wiadomo, Szekspir miał w rzeczywistości na imię Guillermo. Woził się po kwadracie lowriderem, wiązał chustę na głowie, koszulę zapinał tylko na ostatni guzik przy szyi (reszta obowiązkowo rozpięta) i miał dziwne upodobanie do podkolanówek. A “Romeo i Julia” to mylna nazwa, bo pisarz chciał w rzeczywistości zatytułować dramat “Vatos Locos”.

Tak przynajmniej wydaje się urzędnikom z Arizony.

Romeo i JuliaWilliam podczas pisania swoich dramatów, zawsze puszczał Control Machete na boomboxie (Fot. Donald McAlpine/”Romeo+Juliet”)

Dział Zagraniczny z zasady nie pisuje o wydarzeniach w Stanach Zjednoczonych. Ale sprawa dotyczy przede wszystkim Meksykanów, a absurd osiąga takie rozmiary, że warto zrobić wyjątek.

W Arizonie bycie kimkolwiek innym, niż białym anglosaskim protestantem, jest w złym guście.

W złym guście jest mieć śniady kolor skóry. Policja na wszelki wypadek powinna prewencyjnie zatrzymywać takie osoby i sprawdzać, czy są w Arizonie legalnie. Nieważne, że co trzeci mieszkaniec stanu jest Latynosem, a w licznych badaniach najczęściej podawanym krajem pochodzenia przodków jest Meksyk (dopiero na dalszych miejscach Niemcy, Anglia, Irlandia itd.) – ciemnoskórych wąsaczy kontrolować trzeba! Tak przynajmniej nakazywałaby przegłosowana w 2010 r. antyimigrancka ustawa, gdyby nie zablokował jej sędzia federalny.

W złym guście jest być Latynosem i paść ofiarą gwałtu. Jak w grudniu ujawniła agencja Associated Press, w latach 2005-2007, biuro szeryfa Joe Arpaio kompletnie zignorowało ok. 400 skarg na molestowanie seksualne (część dotyczyła nieletnich). Trudno powiedzieć, czy szeryf nie podjął działań, tylko dlatego, że ofiary były nielegalnymi imigrantami, czy może po prostu był zbyt zajęty urządzaniem polowań na ich rodaków, którzy chcieliby przekroczyć granicę?

W złym guście jest wiedzieć, że przed 1854 r. Arizona była częścią Meksyku i jeszcze uczyć się o tym w szkole. Również w grudniu, tamtejszy sąd podtrzymał decyzję miejscowego kuratora oświaty, który lekką ręką zlikwidował trwający ponad dekadę program nauczania o etnicznym dziedzictwie stanu (oprócz wielu Latynosów, Arizonę zamieszkuje też największa w całych USA liczba osób, które w domu posługują się jezykami rdzennymi, np. nawaho), bo “promował urazę wobec niektórych grup ludzi”. Urazę całkowicie niesłuszną, bo przecież takich rzeczy nigdy nie było:

No Spanish(Fot. University of Texas)

Wreszcie, w styczniu (a żeby było jeszcze śmieszniej: w Dzień Pamięci Martina Luthera Kinga, który miał sen, a ten sen – jak wiadomo – był o tym, że puszczamy w niepamięć niewolnictwo i segregację, tabula rasa, gruba kreska, John Wayne strzelał do Indian, ale celował w krzaki) Arizona stwierdziła, że w złym guście jest czytać książki. Więc tego zabroniła.

Poważnie. “Indeks Ksiąg Zakazanych. Edycja Pustynia Sonora”.

Kuratorium w Tucson, gdzie ponad 60 proc. dzieci pochodzi z rodzin meksykańskich, kazało miejscowym szkołom usunąć ze swoich zbiorów – pod groźbą milionowych kar finansowych – cały szereg wywrotowej literatury. W tym, między innymi wielokrotnie wznawianą “Occupied America: A History of Chicanos”, czy używaną od 20 lat jako podręcznik “Rethinking Columbus: The Next 500 Years”, której współautor Bill Bigelow powinien mieć już pewne doświadczenie w byciu na indeksie, bo w 1968 r. dystrubycja jego innej książki – “Strangers in Their Own Country” – została zakazana w RPA, bo zawierała tekst siedzącego wówczas w więzieniu Nelsona Mandeli.

Wśród książek, które broń boże nie powinny wpaść w ręce bezbronnej młodzieży, znalazła się też oczywiście “Burza” Williama Szekspira.

Wielu z Was pewnie nie czytało tego dzieła. Dział Zagraniczny też nie. Ale specjalnie sprawdził, co tak straszliwego czai się w tym romansie/komedii?

W fabule z grubsza chodzi o to, że Prospero ma rządzić Mediolanem, ale zostaje wyrolowany przez brata, wsadzony wraz z córką na łódkę i wysłany w nieznane. Trafiają na wyspę, gdzie zabijają wiedźmę Sykoraks, a jej syna Kalibana więżą w jaskini (choć, gwoli sprawiedliwości, dlatego że próbował zgwałcić Włoszkę – przynajmniej Prospero jest skuteczniejszy w ściganiu przestępstw seksualnych, niż szeryf Joe Arpaio). Ale nie ma tego złego: Europejczycy uczą tubylca swojego języka i religii. Niezły deal, jak za morderstwo matki, Dział Zagraniczny brałby w promocji.

Właściwa akcja “Burzy” dzieje się dopiero lata później, kiedy na wyspę trafiają też dawni wrogowie Prospera, ale kuratorium w Tucson chodzi raczej o tę część. Szczególnie, kiedy Kaliban wyrzuca przybyszom, że przecież sam pokazał im całą wyspę, świeże źródła i najbardziej żyzną ziemię, a potem oni zagarnęli wszystko dla siebie i zrobili go swoim niewolnikiem.

Najwyraźniej kuratorium uważa, że gdyby William Szekspir nosił kapelusz, to nazywałby się Pancho Villa.

Meksyk ma swoje problemy z literaturą. Dopiero co, Dział Zagraniczny informował, że przyszły prezydent kraju jest w tej dziedzinie całkowitym ignorantem. Ale amerykańscy Latynosi postanowili nie pozostawiać sprawy bez odpowiedzi i szybko zapełnili nisze na rynku. Być może, już wkrótce od przemytu marihuany i metaamfetaminy, bardziej opłacalny będzie szmugiel książek:

W piątek karawana Librotraficantes dotarła do Tucson. Arizona nie wypowiedziała wojny Meksykowi. Na razie.

Tymczasem, Dział Zagraniczny obawia się: co będzie, kiedy pracownicy tamtejszego kuratorium odkryją inne dzieła Szekspira? Na przykład “Otella”? Afrykanin doprowadzony do szaleństwa przez białego podwładnego, który wmawia mu, że żona nigdy go nie pokocha, bo jest czarny? Nadchodzą ciężkie czasy dla teatrzyków szkolnych w Arizonie.

No. Ale polskiego czytelnika to nie interesuje.

PS Doniesienia z sąsiedztwa. Trwają republikańskie prawybory, więc Rick Santorum udał się w zeszłym tygodniu na Portoryko. Raczej po to, żeby kusić głosy tamtejszych emigrantów w Stanach, bo mieszkańcy wyspy (która jest terytorium stowarzyszonym) mogą co prawda wstępować do amerykańskiej armii i ginąć za ten kraj, ale już głosować na prezydenta, albo członków Kongresu – nie. Takie prawa będą im przysługiwały dopiero, kiedy Portoryko stanie się pełnoprawnym stanem. Ale Santorum powiedział w wywiadzie, że może do tego dojść dopiero, kiedy wyspa ogłosi swoim oficjalnym językiem urzędowym angielski: “język sukcesu”, jak stwierdził polityk.

Rick, zapunktowałeś w Arizonie!

  1. 19/03/2012 at 12:17

    @język angielski na Portoryko

    Wydawało mi się, że jest współoficjalnym. #Santorum-gonna-santorum

  2. Maciej K
    20/03/2012 at 05:15

    Wydawalo mi sie, ze Dzial Zagraniczny bedzie bardziej obiektywny w sprawie Puerto Rico.

  3. 20/03/2012 at 08:50

    Maciej:

    A gdzie ten nieobiektywizm?

    Nachasz:

    Jest współoficjalnym, ale Santorum uważa, że powien być tym ważniejszym. W dodatku, w wywiadzie mówił o Portoryko, jak o innym kraju. Najwyraźniej Jones Act to dla niego jakaś wielka tajemnica.

  4. 20/03/2012 at 09:34

    dzialzagraniczny :
    Najwyraźniej Jones Act to dla niego jakaś wielka tajemnica.

    Typowe. Portorykanie mają dodatkowy argument świadczący o tym, że nie powinni obawiać się ogłoszenia niepodległości: nikt nie zauważy.

  5. wersy
    25/03/2012 at 21:39

    No, arizonscy wlodarze najwyrazniej powoli traca kontakt z rzeczywistoscia, ale odnosze dziwne wrazenie, ze dz ma jakas dziwna awersje do idei, ze stan(y) tak jak i zreszta kazdy inny kraj ma prawo do obrony swoich granic.

    Co w tym zdroznego, ze stosuje sie profilowanie? Przeciez przez poludniowa granice nie przedzieraja sie hordy Mongolow, tylko Meksykanow, tak samo jak za zamachami terrorystycznymi nie stoja zazwyczaj siwe staruszki ze Szwecji. Zaden to rasizm, czysta pragmatyka.

    Nie mam pojecia, czemu robi sie tak wielkie halo z rutynowej kontroli dokumentow, przeciez jesli masz papiery w porzadku, to nikt cie z kraju nie wyrzuci, chocbys mial wasiska, kapelusz i kaktusa na dloni.

    A ze histeria – toc u nas tez czesto pojawia sie histeria, gdy mowa o dawnych prawowitych wlascicielach Ziem Polnocnych i Zachodnich, nie trzeba wcale jechac do Arizony, by ja odnalezc:)

  6. xenakiss
    26/03/2012 at 05:56

    uroczy jest ten napis z drugiego wrzuconego zdjęcia. Nie ma to, jak obrońcy rasy nie umiejący poprawnie pisać po angielskiemu.

  1. No trackbacks yet.

Leave a comment