Archive

Posts Tagged ‘Kolumbia’

Toalety i debaty

Najnowsze podsumowanie tygodnia zaczniemy od przyjrzenia się trzem poruszanym już wcześniej na tym blogu sprawom.

1. Uspokójcie się, przecież mianowałem się na tego ministra!

Po pierwsze, Burkina Faso. W połowie kwietnia Dział Zagraniczny informował, że na ulice stolicy Ouagadougou wyległy tłumy protestujących przeciw podwyżkom, a już dzień później swoje niezadowolenie z opóźnień w wypłacaniu żołdu postanowili pokazać żołnierze z prezydenckiej straży przybocznej. I trochę postrzelali w powietrze. Półtora miesiąca później i sytuacja jest daleka od spokojnej.
Do wojskowych ze stolicy przyłączyli się bowiem koledzy z garnizonów w innych miastach, a równolegle protesty zorganizowali cywile, między innymi studenci i nauczyciele. Rządzący już od 24 lat prezydent Blaise Compaoré próbował załagodzić sytuację, proponując podwyżki, dymisjonując rząd i mianując nowych ministrów, w tym… siebie – na Ministra Obrony.
Jednak to wszystko na nic, bo zbuntowani żołnierze nie chcieli iść na żaden kompromis. Najmocniej poczuli się ci skoszarowani w położonym ok. 350 km na zachód od stolicy Bobo-Dioulasso. Sytuacja w tym mieście przyśpieszyła w ciągu kilku ostatnich dni. Najpierw, w środę, wojskowi splądrowali tam sklepy i kramy na targu. Więc w czwartek kupcy, w proteście, że rząd nie jest w stanie zapewnić im spokoju, zdemolowali między innymi siedzibę burmistrza, urząd celny, oraz biura krajowego przedsiębiorstwa energetycznego. Wobec czego władze wprowadziły w Bobo-Dioulasso godzinę policyjną. Efekt? Zbuntowani żołnierze jeszcze raz zrabowali handlarzy, których i tak wyczyścili z towaru dwa dni wcześniej.
Blaise Compaoré najwyraźniej stracił cierpliwość, bo na miejsce wysłał wierne sobie elitarne jednostki, które wzięły koszary szturmem. Zginęło 6 zbuntowanych wojskowych i jedna przypadkowo postrzelona dziewczynka, ponad 30 osób zostało rannych. Na tym się jednak prawdopodobnie nie skończy, bo sytuacja w kraju jest napięta.
Dział Zagraniczny będzie się jej przyglądał.

2. Obcokrajowiec w Obcokrajowni Wewnętrznej

Po drugie, Mongolia. Konkretnie Mongolia Wewnętrzna, czyli region w północnych Chinach. W zeszłym tygodniu Dział Zagraniczny podawał, że tamtejsza mongolska mniejszość (w samej prowincji stanowią tylko 20 proc. ludności, w całym kraju to zaledwie promil), sprowokowana przez zabójstwo dwóch swoich pobratymców, wyszła na ulice lokalnej stolicy protestować przeciw dyskryminacji. W tym tygodniu protesty rozszerzyły się ponoć na inne miasta w okolicy, ale trudno to potwierdzić, bo władze szybko wprowadziły blokadę informacyjną. Dziennikarzom udało się tylko dotrzeć do informacji od osób na miejscu, że ponoć zgromadzenia są rozpędzane przez siły porządkowe, kampus uniwersytecki zamknięto i wprowadzono tymczasowy stan wyjątkowy.
Tymczasem Pekin raz twierdzi, że w Mongolii Wewnętrznej nic się nie dzieje i wiadomości o protestach to tylko plotki, a za chwilę przyznaje, że coś jednak jest na rzeczy.
– Problemy wywołują obcokrajowcy – stwierdziła rzeczniczka Ministerstwa Spraw Zagranicznych, ale, jak zauważa BBC, nie powiedziała, o jakich dokładnie obcokrajowców chodzi.

Dział Zagraniczny zgaduje: o Mongołów?

MongołowieObcokrajowcy wywołują problemy w Xilinhot (Fot. Reuters)

3. W przerwie zapraszamy do bufetu na zimne przekąski

Po trzecie, Sri Lanka. Na początku maja, Dział Zagraniczny opisywał zarzuty, jakie pojawiają się wobec władz wyspy. W skrócie: że dwa lata wcześniej, rozprawiając się ostatecznie z Tamilskimi Tygrysami, wojsko siekało wszystkich równo, nie bacząc na cywilów i miały miejsce zbrodnie przeciw ludzkości. Na końcu znalazła się też informacja, że rząd (który oczywiście odrzuca wszystkie oskarżenia), na 30 maja zaplanował konferencję “Pokonać Terroryzm: Doświadczenie Sri Lanki”, w której udział zapowiedziały delegacje z 30 krajów, w tym Turcji, Izraela, Czadu czy Zimbabwe.
No więc, konferencja się odbyła. A dwa dni później, w siedzibie Rady Praw Człowieka ONZ w Genewie przedstawiono dowody śledztwa, które potwierdza łamanie praw człowieka. Pokazano między innymi nagrany przez samych żołnierzy film, na którym mordują cywilów.

“Pokonać Terroryzm: Doświadczenie Sri Lanki”. Uczcie się, Czadzie i Zimbabwe.

4. Pan na tronie

O właśnie, Zimbabwe. Dział Zagraniczny musiał tę informację sprawdzić z 10 razy, przespać się, znowu sprawdzić, zbadać się alkomatem i sprawdzić jeszcze raz. Ale okazuje się, że władze tego kraju właśnie wysunęły się na dalekie prowadzenie w konkurencji “Represje 2.0 – Absurd i Groteska edition”. A było tak.
Jest 6 maja, Bulawayo, drugie co do wielkości miasto Zimbabwe. Trwają doroczne Międzynarodowe Targi Handlowe. Alois Mabhunu, ubrany po cywilnemu policjant z miejscowego wydziału zabójstw, poci się i przestępuje z nogi na nogę. Poci się i zaciska zęby, ale dłużej nie wytrzyma: musi iść za potrzebą. Rusza do najbliższej toalety, jak burza przepycha się przez kilku stojących przed nią mężczyzn i dopada muszli. Po kilku chwilach, szczęśliwy i odprężony, spuszcza wodę i chce wrócić do pracy. Zamiast tego, trafi do wojskowego aresztu. Bo kibel, a którego skorzystał, był zarezerwowany dla prezydenta Roberta Mugabego.

Noł szit, Mabhunu przesiedział trzy tygodnie w areszcie miejscowych baraków, aż w środę sąd skazał go na bonusowe 10 dni “normalnego” więzienia. Został też zdegradowany. Ale nie wyrzucony – znaj łaskę pana, Alojzy.

Prasa opozycyjna oburza się, że po pierwsze nie miał żadnego adwokata, a po drugie akt oskarżenia nie wskazuje, jakie artykuły kodeksu karnego złamał, korzystając z prezydenckiej toalety.

Dział Zagraniczny też należy do tych mężczyzn, którzy też nerwowo reagują, kiedy ich ziomki najpierw pochłaniają dwa kebaby z ostrym sosem, a potem – z gazetą w ręku – bezceremonialnie zmierzają w stronę toalety. Prezydent Zimbabwe właśnie pokazał, że da się temu przeciwdziałać. Robercie! Piąteczka za innowacyjność!

5. Meanwhile, in Korea…

– Od tej pory, rozpoczniemy praktyczne i ogólne odwetowe działania militarne, żeby za jednym zamachem zetrzeć [z powierzchni ziemi – tak domyśla się DZ] zdrajców! – piszą w oświadczeniu władze Korei Północnej. O jakich zdrajców chodzi? O Koreę Południową, jak zawsze. Ale powód do ostatniego wybuchu gniewu, jest tym razem bardzo konkretny: tarcze strzelnicze.
Pojawiły się bowiem zdjęcia, na których żołnierze armii Południa trenują celność, oddając salwy do zdjęć Kim Ir Sena, Kim Dzong Ila i Kim Dzong Una (który prawdopodobnie obejmie władzę po śmierci swojego ojca). W związku z czym Korea Północna zapowiada, że zmaże zniewagę siłą.

Zdjęcia Kimów na tarczachTrochę to niesprawiedliwe, że w najmłodszego tak łatwo trafić (Fot. Park Jung-Ho/AP)

Nikt nie wie, co by zrobiła, gdyby komandosi z Południa zamiast do zdjęć strzelać, używaliby ich jako papieru toaletowego. A, nie, poprawka: Robert Mugabe wie.

6. Doświadczonego w używaniu sznura, zatrudnię od zaraz

Zaprzyjaźniona z Działem Zagranicznym graficzka, znalazła wczoraj w gazecie ogłoszenie o treści: “Ochrona mężczyzn. Kobiety do lat 40 zatrudnię”. I jeszcze kilka podobnych kwiatków, czasem z rzetelnym: “Doświadczenie w branży nie jest wymagane”. Poeci krótkiej formy mogliby się teraz popisać w Indiach, gdzie właśnie poszukuje się kandydata na dość nietypowe stanowisko. Na kata.
Okazuje się, że na subkontynencie od 2004 r. nie wykonano żadnego wyroku śmierci. Aż tu nagle zdarzyły się (czy raczej – mają się zdarzyć) dwie egzekucje. Prośby o łaskę Devindera Pala Singh Bhullara (skazanego za planowanie ataków terrorystycznych) i Mahendry Nath Dasa (pospolitego mordercy) zostały odrzucone, więc obu rychło powinien spotkać smutny koniec. Ale sprawa się odwleka, bo… na etacie już dawno nie ma kata. Więc teraz władze gorączkowo jakiegoś szukają.

Egzekucja ma się odbyć przez powieszenie. Podobno kandydat musi się wykazać doświadczeniem w tej dziedzinie. Dział Zagraniczny usilnie się zastanawia: gdzie odbywa się staż w takiej profesji?! W Arabii Saudyjskiej? Chinach? USA?

7. Słowik na uwięzi

Tymczasem jedno z więzień w Kolumbii już niedługo będzie miało trochę muzycznej rozrywki. W Wenezueli został bowiem pojmany (i ma zostać wydany sąsiadowi) jeden z bardziej charakterystycznych członków lewackiej partyzantki FARC: Guillermo Enrique Torres Cueter vel Julian Conrado. Szerzej znany jako “Śpiewak”. Torres dorobił się tej ksywy, bo na plecach oprócz karabinu, nosił też gitarę. Z której korzystał przy każdej okazji. Przypisuje mu się autorstwo ponad stu piosenek sławiących kolegów z dżungli i ich walkę. W roku 2000, gdy doszło do krótkotrwałego rozejmu między rządem a partyzantką, to właśnie jego wytypowano, żeby zaśpiewał przed otwarciem pierwszej rundy negocjacji.

Tu na jednym z występów:

8. Konrad Wallenrod

No i na sam koniec, trochę rozrywki. Ten tydzień upłynął Działowi Zagranicznemu pod znakiem narkotyków – a to na promocji książki “Wojny Narkotykowe” w łódzkim klubie Krytyki Politycznej, a to w Programie III Polskiego Radia, objaśniając najnowszy raport Światowej Komisja ds. Polityki Narkotykowej. Więc trzymajmy się tego wątku i narkotykami zakończmy też niedzielę.

W sierpniu 2009 r., Trybunał Konstytucyjny Argentyny stwierdził, że pociąganie do odpowiedzialności karnej dorosłych osób palących marihuanę jest sprzeczne z tamtejszą ustawą zasadniczą. Co stwarza pewien problem, bo orzeczenie Trybunału nie oznacza wcale legalizacji marihuany, nie pozwala tylko, by za skręta w kieszeni ładować kogoś za kratki. Więc jakiegoś czasu w kraju trwa ożywiona debata, czy nie skończyć z tą farsą i po prostu nie zalegalizować trawy. I “ożywiona” była też wtorkowa wymiana zdań w programie dyskusyjnym kanału C5N. W rolach głównych Sebastián Basalo (redaktor naczelny magazynu “THC” i działacz kampanii na rzecz legalizacji) oraz Claudio Izaguirre (z Argentyńskiego Stowarzyszenia Przeciw Narkotykom). Łoczyt (jeżeli ktoś zna hiszpański, to niech ogląda całość, jeżeli nie, to może od razu przewinąć do mniej więcej drugiej minuty):

Señor Izaguirre, w imieniu wszystkich znajomych Argentyńczyków, którzy popierają legalizację miękkich narkotyków, Dział Zagraniczny składa ogromne podziękowania za fantastyczny PR! Oby tak dalej!

No. Ale polskiego czytelnika to nie interesuje.

A na Kristmas dostaniesz gaz łzawiący. Prosto w oko

Nie było ostatnio innych wpisów poza podsumowaniami tygodnia (i jest też jednodniowa obsuwa), bo choroba, praca, to i tamto. Ale dzieje się sporo interesujących rzeczy, które całkowicie przykryły Libia z Japonią, więc w najbliższym czasie postaramy się tu kilka tematów ruszyć.
A tymczasem, zobaczmy co przyniósł tydzień.

1. Skorpion burmistrzem

Informacją numer jeden w świecie Działu Zagranicznego, jest oczywiście powrót Rene Higuity.
Jeżeli jesteś chłopcem, którego dzieciństwo przypadło na połowę lat 90., kiedy Szczęsny bronił nie w Arsenalu, tylko Widzewie, a czarnoskóry Cole w reprezentacji Anglii miał na imię Andy a nie Ashley, to nazwisko Higuita potrafisz napisać szybciej niż własne. A cała reszta może zrozumie po obejrzeniu tego:

Higuita to jeden z najlepszych bramkarzy w historii, a już na pewno najbardziej nieprzewidywalny. Oprócz niestandartowej obrony (słynny “scoprion kick” mogliśmy oglądać także w innych jego meczach), Rene uwielbiał wychodzić daleko poza pole karne, przejmować piłkę i wbiegać z nią na połowę przeciwnika (na Mundialu w 1990 r. cała reprezentacja Kolumbii zapłaciła za to srogą cenę – w meczu z Kamerunem napastnik tej drużyny, Roger Milla, zastopował galopującego Higuitę i bez problemu strzelił do pustej bramki; latynoska ekipa odpadła wtedy z rozgrywek, za co ojczyźnie chciano winowajcę zlinczować). Podczas całej swojej kariery, Rene zdobył w sumie 30 goli, z czego 8 dla reprezentacji (podkreślmy to jeszcze raz dla tych, którzy nie uważali: to bramkarz!).
Sportowiec szybko zyskał sobie przydomek El Loco, czyli Wariat. Nie tylko z powodu dokonań na boisku. W ostatnich latach brał między innymi udział w reality show i został przyłapany na wciąganiu kokainy, ale najgłośniejszy skandal wybuchł w 1993 r., kiedy Higuita był u szczytu popularności. Pablo Escobar (tak, nawet El Patrón załapał się do tej historii) porwał akurat córkę innego barona kolumbijskiego narkobiznesu, Carlosa Moliny. Bramkarz reprezentacji zaangażował się wtedy w jej uwolnienie, a konkretnie po prostu dostarczył kasę od jednego dla drugiego i przy okazji skasował równowartość 64 tys. dolarów prowizji. Za co trafił później do więzienia, bo w Kolumbii czerpanie korzyści materialnych z kidnapingu (lokalnej plagi lat 90.) jest przestępstwem.
– Jestem tylko piłkarzem, nie znam się na prawie karnym! – tłumaczył się wtedy El Loco i ogłosił strajk głodowy. Wypuszczono go po siedmiu miesiącach, ale na Mundial w USA w 1994 r. już nie pojechał.
Higuita w zeszłym roku, w wieku 43 lat, ostatecznie zawiesił rękawice na kołku i zakończył karierę bramkarza. Ale widać na emeryturze mu się nudziło, bo postanowił wrócić do życia publicznego. Tym razem jako polityk. W wywiadzie dla kolumbijskiego dziennika “El Tiempo” zapowiedział, że wystartuje w nadchodzących wyborach na burmistrza w swoim rodzinnym Guarne.
– Potrzeba 4,5 tys. głosów, żeby dostać to stanowisko. Ja zbiorę ich 10 tysięcy! – ogłosił radośnie.

Rene, Dział Zagraniczny już na Ciebie symbolicznie zagłosował. I apeluje: nie poprzestawaj na wyborach lokalnych, startuj na prezydenta! A na vice weź sobie Carlosa Valderramę:

ValderramaCarlos Valderrama wyrządził Działowi Zagranicznemu wielką krzywdę, kiedy w młodości zainspirował go do noszenia przez lata takiej samej fryzury

2. Żona to nie krewna

Jak już jesteśmy przy dziwnych kandydatach i wyborach w Ameryce Łacińskiej, to w Gwatemali wrześniowy start na prezydenta ogłosiła Sandra Torres de Colom. Jest tylko jeden problem: Sandra jest żoną pana Colom. Który jest obecnym gospodarzem w Pałacu Prezydenckim. A lokalna konstytuacja zabrania udziału w wyborach “wszystkim krewnym do czwartego stopnia” urzędującej głowy państwa.
Sandra odrzuca zarzuty krytyków, tłumacząc, że przecież nie jest z mężem spokrewniona.

Dział Zagraniczny miałby na to proste rozwiązanie, ale pan Colom już powiedział, że z panią Colom żadnego rozwodu brać nie będzie. Przewidujemy ciekawą jesień w kraju Majów.

3. Sprawiedliwość jest ślepa (ale potrafi liczyć)

A teraz dalsza część dwóch historii, do których często powracamy w Dziale Zagranicznym.

Po pierwsze, Mark Davies, amerykański płatny zabójca na usługach CIA, który w styczniu w biały dzień zastrzelił dwóch mężczyzn na ulicy w Pakistanie, został wypuszczony z więzienia.
W miejscowym prawie karnym istnieje zapis, że sąd może umorzyć sprawę w o morderstwo na wniosek rodziny ofiary. Na ogół dzieje się tak, gdy winowajca, bądź jego krewni, przekażą jej odpowiednie odszkodowanie. Tak miało stać się i tym razem, a najbliżsi zabitych mężczyzn, którzy jeszcze niedawno odgrażali się, że nie spoczną, dopóki Davies nie odpowie za swoje czyny, odpuścili amerykańskiemu cynglowi za mniej więcej 2 mln dolarów.
Davis z więzienia wyszedł, błyskawicznie zwinęli go pracownicy ambasady USA i nie wiadomo, gdzie obecnie przebywa. Ale co ciekawe, nie wiadomo też, gdzie są rodziny ofiar. Pieniądze odebrali podczas pielgrzymki do Mekki i od tamtej pory przepadli jak kamień w wodę.

Kasyna w Makau?

4. A ty wciąż nie oddałeś władzy? No dobra, to już sobie siedź w tym pałacu…

Druga sprawa, o której wspominaliśmy już w zeszłym tygodniu, to przywództwo na Madagaskarze.
Dwa lata temu, gdy prezenter radiowy André Rajoelina robił zamach stanu, potępiała go cała społeczność międzynarodowa. W tym tygodniu, ta sama ekipa (a konkretnie mediująca w konflikcie Wspólnota Rozwoju Afryki Południowej) najzwyczajniej w świecie uznała go prawowitą głową państwa. O, przepraszam, uznała, że prawowicie sprawuje władzę do czasu zorganizowania następnych wyborów i wszystko to dzieje się w ramach “mapy drogowej”, czyli wspólnego planu, który ma zakończyć kryzys.
Zobaczmy, jak jeszcze działa mapa drogowa. Rajoelina miał np. powołać premiera. No to powołał. Generała Camille Vitala, który poparł jego pucz dwa lata temu i de facto sprawował tę funkcję od tamtego czasu. Na wyspę mieli też wrócić obalony prezydent Marc Ravalomanana i jeszcze kilku innych polityków przebywających na wygnaniu. Ale nie wrócą, bo Rajoelina się na to nie zgodził.

Nowe wybory miałyby się odbyć jakoś pod koniec tego roku. A czy się odbędą, to zobaczymy. Jedno jest pewne: jeśli jesteś mieszkańcem kraju bez ropy, to Dział Zagraniczny doradza mały pucz. Nikogo za granicą to nie ruszy, a ty masz przynajmniej kilka miesięcy dobrej zabawy. I złote krany w łazience, jeżeli jesteś równiachą.

5. Impreza będzie, ale tylko na specjalne zaproszenia

To był też tydzień gwałtownych protestów. I nie, nie chodzi o te w krajach arabskich. Tylko w Swazilandzie i Australii.

W tym państwie, kilkanaście tysięcy osób głośno domagało się dymisji rządu w stolicy Mbabane. Pielęgniarki, nauczyciele, urzędnicy i uczniowie krzyczeli “Nie obcinajcie pensji, obetnijcie rząd!” oraz “Precz z uroczystościami”.
Wszystko z tego powodu, że Swaziland dostał ostro po kieszeni z powodu kryzysu gospodarczego i rząd zapowiedział cięcia w budżetówce oraz mniejsze nakłady na edukację. Równocześnie wydaje miliony na obchody 25-lecia objęcia tronu przez króla Mswatiego III (rocznica wypada 24 kweietnia).
Swaziland to ostatnia monarchia absolutna w Afryce. Partie polityczne są zakazane, rząd tylko administruje, a prawdziwą władzę ma w rękach właśnie monarcha. Mswati III jest w tej roli wyjątkowo beznadziejny. Podczas gdy prawie połowa z jego 1,5 mln poddanych nie ma pracy, a reszta zarabia grosze, on sam lekką ręką wydaje miliony na zachcianki własne i swoich 14 żon, np. kupując sobie luksusowy odrzutowiec (Swaziland nie ma lotniska, które mogłoby obsłużyć taką maszynę, król musi korzystać z uprzejmości RPA). Nie znosi sprzeciwu. Kompletnie olewa walkę z HIV (według różnych statystyk, zarażonych wirusem jest aż 25 proc. mieszkańców). Ogólnie jest fatalnym władcą.
Protestujący zażądali dymisji rządu. Mswati III powiedział po prostu “Meeeh…” i poszedł instalować złote krany.

W Swazilandzie na szczęście obyło się bez przemocy, czego nie można powiedzieć o Australii. W czwartek doszło tam do bitwy między policją, a uciekinierami z pogrążonych w wojnie krajach.
Australia ma bardzo ostrą politykę antyimigracyjną. Z grubsza działa tak: jeżeli jesteś gościem z np. Europy Wschodniej, to możesz sobie żyć i pracować na czarno w kraju kangurów ile chcesz, najważniejsze, żebyś był biały. Ale jeżeli – nie daj boże! – jesteś czarny/brązowy/żółty/wolisz ryż z warzywami od Marmite z tostem wyprodukowanym w fabryce, to masz nieźle w plecy. Większość takich imigrantów to uchodźcy z krajów ogarniętych konfliktami zbrojnymi (Sri Lanka, Irak, Afganistan itd.), którzy w Australii proszą o azyl. Dawna brytyjska kolonia karna przechwytuje ich jeszcze na morzu (samolotem przecież uciekać nie będą, a jedyny facet, który potrafi chodzić pieszo po wodzie, pewnie też by został zatrzymany za semicki wygląd) i odstawia do odizolowanych obozów. Rząd najchętniej w ogóle trzymałby wszystkich tych upierdliwych uchodźców w jakimś innym państwie (negocjacje z Timorem Wschodnim były w tej sprawie bardzo zaawansowane), ale że się nie da, to i tak robi co może: wysyła ich na Christmas Island. Która jest bardziej w Indonezji niż Australii.

Kristmas człowiekuPisz do Św. Mikołaja, jest szybszy niż australijski urząd imigracyjny

Imigranci są tam stłoczeni w prymitywnych warunkach, na decyzję urzędnika czekają długimi miesiącami, nawet i dwa lata. Odmawia im się kontaktu ze światem zewnętrznym, brakuje tłumaczy, nie dopuszcza się do nich mediów i przedstawicieli organizacji pozarządowych.
Więc frustracja rośnie i rośnie, aż w końcu wybuchnie. W tym tygodniu doszło na wyspie do zamieszek, rząd wysłał więc na miejsce policję, która uspokoiła sytuację w typowy dla siebie sposób. Gazem łzawiącym i gumowymi kulami.
– Jak można oczekiwać, że urzędnicy zaakceptują prośby o azyl, skoro dzieją się takie rzeczy? – powiedział w telewizji oburzony Minister Spraw Zagranicznych Kevin Rudd.

No właśnie? Jak można? Po raz kolejny brudasy pokazują, że nie ma ich co dopuszczać do cywilizacji. I jeszcze wstyd przed Indonezją, no.

No. Ale polskiego czytelnika to nie interesuje.

Kolejny tydzień za nami

1. Koniec marzeń i chińskie koszmary w Lubumbashi

Dział Zagraniczny czekał na sensację, ale niestety było tak, jak obstawiali bukmacherzy: w finale Klubowych Mistrzostw Świata (w piłkę, oczywiście) Inter Mediolan rozbił 3:0 Tout Puissant Mazembe.

Założony przez Benedyktynów w 1939 roku zespół z Lubumbashi (Demokratyczna Republika Konga) zdążył wcześniej narobić kibicom sporo nadziei. Najpierw drugi raz z rzędu obronił tytuł w Afrykańskiej Lidze Mistrzów. To dało im prawo do ponownego startu w Klubowych Mistrzostw Świata, na których zaledwie rok wcześniej doznali sromotnych upokorzeń, więc nikt się po nich za wiele nie spodziewał. Ale niespodziewanie dla wszystkich Kruki – jak fani nazywają drużynę – najpierw w ćwierćfinale pokonały meksykańską Pachucę 1:0, a w półfinale rozjechały brazylijski Internacional 2:0 i stały się pierwszą w historii afrykańską ekipą, która doszła do finału zawodów.

No i piękna historia skończyła się właśnie zawodem dla kibiców z Lubumbashi, którzy szybko znaleźli winnego: sędziego z Japonii. Z tym, że w mieście Japończyków nie ma, jest za to mnóstwo Chińczyków, więc fani uznali, że wszystko jedno i ruszyli plądrować sklepy i bary Azjatów. Ostatnie doniesienia są takie, że policja strzela.

Futbol: uniwersalna wspólnota uczuć!

 

2. Jamajczycy w ogóle się nie odzywają

Wikileaks ujawnia kolejne amerykańskie depesze. Tym razem o tym, pracownicy kubańskiego Ministerstwa Spraw Wewnętrznych skarżą się kolegom (?) ze Stanów, że mimo ich wielu próśb, Jamajka kompletnie olewa sobie walkę z przemytem narkotyków. Kuba skarży, że na dwustronnych spotkaniach przedstawiciele południowego sąsiada “tylko siedzą i w ogóle się nie odzywają”. Dział Zagraniczny domyśla się dlaczego.

Wikileaks pewnie też, dowiadujemy się od nich bowiem, że Jamajka jest największym na Karaibach źródłem  marihuany przemycanej do USA. Dzięki Ci, Julianie Assange, bez Ciebie świat nawet by nie podejrzewał.

JamajkaMoże na Kubie negocjowali z tym panem? (Fot. JamaicaMax)

3. Makowiec na święta

Zostajemy przy narkotykach. ONZ ogłosiło, że w porównaniu z rokiem ubiegłym, uprawa makówek, z których uzyskuje się opium, wzrosła w Indochinach o 22 proc. Największy wzrost notuje Laos, gdzie 2010 przyniósł o 58 proc. więcej upraw.

Święta za pasem, turyści znowu zaleją Tajlandię i Wietnam, raczej olewając Laos. Dział Zagraniczny zawsze uważał, że mniej popularne państwa są bardziej interesujące. Cieszy, że ONZ jest tego samego zdania.

 

4. Ferst kys

Władze miejskie Tokio przegłosowały uchwałę, nakłądającą kary finansowe na wydawców mang, którzy nie przyhamują z niecenzuralnymi treściami, głównie scenami gwałtów na nieletnich. Wydawcy protestują. Wschodnia Ojima zapewne też. Dział Zagraniczny po prostu dzieli się filmikiem:

5. Choinką w partyzanta

Elitarne jednostki kolumbijskich komandosów, przy wsparciu helikopterów Black Hawk (te, co spadają w Somalii), wdarły się wgłąb kontrolowanego przez partyzantów z FARC regionu Macarena i przeprowadziły błyskotliwą akcję udekorowania 25-metrowej choinki. Serio. Rząd tak bardzo wierzy, że lampki i hasła “Zdemobilizujcie się, na Gwiazdkę wszystko jest możliwe” mogą skutecznie osłabić wroga, że ciągu kilku dni wojsko ubierze jeszcze 9 innych drzew w opanowanych przez marksistów okolicach.

Dział Zagraniczny wierzy za to, że ktoś odpowiedzialny za tę decyzję pewnie niedawno wizytował Laos.

No. Ale polskiego czytelnika to nie interesuje.